Wyszedłem na róg, ot zapalić papierosa. Róg jest zwyczajny, nie różni się od setek innych niczym szczególnym, zwykły róg. Co ciekawe, skala tego rogu w brzmieniu obejmuje dźwięki od H do f2, istnieje możliwość zmiany barwy instrumentu przez zastosowanie tłumika. Niemniej w tamtej chwili nie myślałem o tym, bowiem mą całą uwagę pochłonęła harmonia. Harmonia była wszędzie, sygnowała wszystko co widzialne, ale dopiero teraz zauważyłem, co przeoczyłem. Albo na odwrót. Czułem się niczym ślepiec, który odzyskał wzrok, na ten krótki moment, kiedy to zbyt jaskrawe światło pozbawia go na nowo tego, co ujrzał. Tak oto sytuacja wróciła do normy, a norma stała sie prawem obowiązującym mą percepcję i mnie samego. Dobrą chwilę zajęło mi przyzwyczajenie się do jej dobroci. Zaciągnąłem się mym bezfiltrowym, oportunistycznym Lucky Strike, poczułem jak głowa zaczyna ciążyć, a czas płynął, i płynął, przez jakieś minut kilka raczyłem się tym sinym powietrzem. Wtem stało się dla mnie jasnym, że te minuty to życie, zobaczyłem jego powolną, ukradkową ucieczkę, to jak czmycha mi między palcami, nóg rzecz jasna, bo ręce miałem zajęte, jedna dłoń trzymała laka, a drugiej nie miałem, bo mi amputowano jakiś czas temu, tak to jest jak się dopuści do drobnej gangreny. Wskoczyłem na środek kałuży, na moment życie zgubilo wątek, straciło możliwość ucieczki, a ja zyskałem czas na to aby nie robić nic a nic, jak zawsze zresztą. Byłem wolny. Wolny? A co jest wolnością? Wolność to ja, czy moje czyny? Wolność to ma fizyczność, czy myśli? Te pytania towarzyszyły mi przez czas jakiś, w drodze powrotnej do domu, którego i tak nie miałem. Zobaczyłem automat, i postanowiłem zadzwonić, ot tak sobie, do losowego człowieka, w Kostaryce nie wiedzieć czemu, ale los to los. W pełni świadom mego czynu, wykręciłem numer kierunkowy i usłysząłem owo straszne halo. Straszne, bo odległe, a takie samo. Tam też był człowiek! A ja chciałem raju, z tamtym ciepłem utożsamionym, raju! Uśmiech imbecyla zawitął na mej twarzy, przecież wszędzie jest komuś źle, wszędzie, to dlaczego ma nie być dobrze? Przez chwilę zastanawiałem się, na ile wpłynąłem na życie tej kobiety z Kostaryki, bo przecież loteria to loteria. Wszedłem na klatkę mego domu, ale dopiero teraz zauważyłem, że coś się zmieniło. Klucze nie pasowały do drzwi, klatka miała inny kolor, a ja miałem poczciwego Alzheimera, tu uśmiech dla Deja Vu ślę... Tak to jest w życiu. Wydawać by się mogło. Świat jest iluzją, czy iluzja światem? A może...
ale co z tego, że umiem coś tam... Nic z tego, nic, zupełnie nie ma to przełożenia na to, co zwie się rzeczywistością... Gonitwa myśli to niestety nie to, co lubię... Ich natłok powoduje naprawdę duży dyskomfort, wprost nie do opisania, czasem mam ochotę śmiać się bez celu, a czasem płakać, z tychże samych pobudek... Myśli rodzą chaos w mej głowie, a to nie sprzyja niczemu, może prócz sfery werbalnej. Mój brat jest fizykiem, o! To jest głowa, ten pozorny chaos [praw natury] ma uporządkowany, zorganizowany, sprzyja mu. Mi nie.
Co tu gadać, od użalania się mam inne metody, więc napiszę na inny temat.
Nie dalej jak w dniu wczorajszym zakupiłem poważną ilość pisma o nazwie Odkrywca. I wkręcam się teraz, jak to duży chłopiec... Plany wypadów w Polskę, potencjalne zdobycze wykrywacza są tuż obok, czuję je, słyszę, już czuję to rześkie powietrze, las, trawę, świeżo rozkopaną ziemię, podniecenie, radość, nadzieję... Może dlatego lubię zimę? Możliwe... Zima jako preludium nadchodzącego ciepła... Dlatego jestem pełen niezrozumienia dla tych, co jej nie lubią... Ja lubię, bo czy mam wybór? Nie, tu żyję i mieszkam, a ciepłe kraje wcale rajem nie są... No ale wracając do tematu, mam nadzieję, że ten rok będzie owocny, że znajdę moje złote runo... Nadzieja... Każdy oddech to nadzieja, ale kiedy się kończy? Zresztą zawsze jest jakieś ale. Prawdaż?