Dzisiaj jade do Sheffield. Do Gatecrasher’a. To taki klub, podobno bajka. 1.5 – 2 tys. ludzi, zabawa taniec, czego pragnac wiecej? A i jeszcze Mauro Picotto. Gosc daje popalic.. muzyka jaką tworzy jest chyba zbyt energetyczna by obdzielic wszystkich na sali iI żeby jeszcze nic nie zostało.. Ale jest cos czego mozna pragnac jescze. Zawsze tak mam. Nie bawię się dobrze sam, nawet w towarzystwie przyjacioł. Naprawde dobrze się bawię, jak mogę się moją radoscią podzielić z kimś bliskim. A ostatnio jest ktos taki, ale według wszelkich norm mieszka strasznie dlaeko.. Niby nic, 1,5 godziny samolotem, ale to jest też prawie tysiąc kilometrow. Niby nic, ale jednak. Cieżko jest byc tak daleko i nie móc przekazać wprost swoich słów. Jest internet, jest telefon. Ale elektroniczne słowa to ine to samo. Zupelnie inaczej jest mówić, czując spojrzenie drugiej osoby, czując jej cieplo, czując dotyk. A zupelnie inaczej przez komunikatora. Jedyne co ratuje to telefon. Niby nic, a cieszy jak można pogadac godzinę, półtorej przez telefon. O rzeczach ważnych i rzeczach zupełnie nieistotnych. Cieszy mozliwość śmiania się, rozmawiania.. Mnie wystarcza czasem słuchac.. a czasem milczymy oboje i to tez wystarcza za całą rozmowe.. W niedzielę napiszę jak bylo na koncercie. Mam nadzieję że się uda impreza..