nad ranem..
Dziś w nocy zdażyło mi się coś dziwnego. Obudziłem się, było około godziny 4, a może 5 nad ranem, taka pora między nocą a dniem, kiedy wszędzie dookoła rozlewa się szarość, a świat ma zdecydowanie zbyt mało kolorów... Poczułem, że zdrętwiała, ale tak absolutnie na kość. Nie czułem jej kompletnie, próbowałem poruszyć. Kiedy mi się nie udawało, w końcu spojrzałem w jej stronę z pewnym zniecierpliwieniem. I jakież było moje zdziwienie, gdy okazałoło to się, iż spodziewana lokalizacja była mylna - tam jej nie było. Miało to być w okolicach tułowia, wzdłuż niego. Ręka, lewa, bo o niej mowa była jednak tuż przy głowie, a dreszczyk poczułem dopiero wtedy, kiedy już patrzyłem na nią dobre parę sekund. Nie czułem kompletnie nic, to tak, jakby nie była to moja ręka. Jak ręka obcego człowieka. Ułożyłem ją za pomocą drugiej wzdłuż ciała, potrwało chwilkę, zanim krążenie wróciło, odzyskałem czucie i władzę. Niezła faza, ufff...