czas
Helmut wyszedł z domu zabrając ze sobą pogrzebacz. Tym samym bezapelacyjnie i definitywnie pogrzebał za sobą przeszłość, tym jednym ruchem, mocnym, krótkim, szybkim i precyzyjnym. Odciął się tym samym od reszty świata, w zamian zapewnił sobie wikt i opierunek ze strony jakże wielkiego poplecznika, dla którego wiernie pracował od lat, w propagandzie zresztą. Z tym, że teraz miał wydawałoby się fuchę doskonałą, do jakiej bezustannie dążą całe rzesze prezesów, dyrektorów, i wszystkich innych im podobnych trybów we wszystkich możliwych machinach do robienia kasy, wymarzoną pracę bez pracy, bez obciążeń fizycznych, roboty prawie wcale, żarcie za darmo, opieka lekarska też, no może zakres władzy tylko inny... No ale przez ten krótki moment naprawdę poczuł się kowalem własnego losu, poczuł się wolnym i bezkarnym.
Tak wiele, za tak mało - myślał nasz bohater. I nie żałował. Bo jak żałować takiego czegoś? Pogrzebacz tak wiele załatwił, tak wiele...
Życie jest piękne - pomyślał. A żona... No cóż, nic nie jest wieczne, a w końcu kiedyś wyjdę z tego więzienia.